piątek, 18 grudnia 2015

Świąteczne porządki cz. 2

Piąteczek dziś (jak dobrze!), więc czas na relaks po ciężkim tygodniu i herbacianych porządków odsłonę drugą. :)

Tym razem 2 oolongi (cóż zrobić, że nimi spamuję, mój ulubiony gatunek). :P
O obu już wspominałam wcześniej na blogu, jednak tym razem poświęcę im bardziej obszerny wpis połączony z sesją fotograficzną.

Huang Jin Gui

Oto przed Wami oolong, tym razem dla odmiany, pochodzący z Chin, z Anxi (Fujian) o wyjątkowo niskim stopniu fermentacji - poniżej 20 %.
Moje parametry parzeniowe: I parzenie ok. 1,5 min., II - 1 min., III - 2 min., aż do IV.
Ponoć podczas degustacji Huang Jin Gui czuć lekko miodowy i kwiatowy posmak, który mnie skusił na kupno tego oolonga.
Przykro mi, parzyłam już tę herbatę nie raz, i nigdzie nie wyczułam tych słodkich nut. Wręcz przeciwnie, goryczkę i kwaskowość, typową dla herbat zielonych.
Ślicznie podziękuję, nie mój typ herbaciany.
Jak dobrze, że wykończyłam już tę próbkę, nie muszę się z nią już męczyć, ani ona ze mną. :P

Parzenie z zeszłej niedzieli (dzisiejsze wyszło podobnie wizualnie) + moje quasi-naukowe poletko na biurku: ;)




Dung Ting Hong Shui Lugu LGTTS
 
Wygrzebałam tę próbkę z czeluści mojego pokoju. :D (Swego czasu chciałam zostać archeologiem :P). Pisałam o niej w styczniu tego roku (tutaj).
Z 15 g zostało mi akurat 5 g - w sam raz na 1 parzenie.
To lekko oksydowany oolong (ok. 35 %) - mój pochodzi ze zbiorów jesiennych w 2013 r. na Tajwanie.
Obecnie dość cenny, gdyż na stronie sklepu jest niedostępny.

W styczniu mnie niezbyt powalił na kolana, natomiast teraz popatrzyłam na niego z pewnym uznaniem.
Po pierwsze, jak na jasny oolong, wykazuje lekko prażony smak, cechujący zwykle mocniejsze oloongi, a więc to, co kotki lubią najbardziej. ;) Herbata jest delikatna - przypiekana, ale równocześnie lekko kwiatowa i słodka w pierwszym parzeniu.
Tym razem, w przeciwieństwie do parzenia sprzed niemal roku, zaparzyłam go w ok. 90 stopniach C na 1,5 minuty. To był strzał w dziesiątkę, 50 sekund to za mało, dlatego może w styczniu herbata wydała mi się mdła i bezbarwna, o czym pisałam Łukaszowi G. na jego blogu. II parzenie trwało 1 minutę i 9 sekund - wyczuwalna była już mocniej goryczka. W kolejnych niestety też. Zrobiłam V parzeń.
Ogólnie jednak muszę przyznać, że to jeden ze smaczniejszych lżejszych oolongów ze względu na smak nieszczególnie dla nich typowy. ;)

Zresztą, w porównaniu do Huang Jin Gui, która mi wybitnie nie smakuje, to chyba niemal każda herbata będzie wypadała korzystniej. :P

Zdjątka:

 
 

4 komentarze:

  1. A próbowałaś tego Dung Tinga zaparzać 2 minuty? Ja zawsze tak robię i uwielbiam rezultat, może Tobie też by wtedy bardziej smakował?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. III parzenie miało 2 minuty i mniej mi smakowało iż I. Natomiast I 2-minutowego z braku herbaty już niestety nie przetestuję. ;) Może kiedyś, jeśli będzie znów dostępna. :)

      Usuń
  2. Jak ja lubię oolongi pomiędzy tymi bardzo lekkimi, a tymi mocniejszymi :D Widać tutaj, jak punkt widzenia zależy od punktu... "herbaty parzenia", :D ze względu na to, że ja nazwałem akurat tego Dung Tinga jakby... lekko mocniejszym ;) Chociaż nie powiem... bliżej mu do tych delikatniejszych - pomimo, że smak może zbić nas z pantałyku :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak, to dobry przykład na różnicę postrzegania. ;) Dung Ting jest oolongiem o niewielkim stopniu oksydacji, ale równocześnie podlegającym prażeniu, więc łączy w sobie słabe i mocne oolongi. :)

      Usuń