sobota, 31 stycznia 2015

Dung Ting

Zakupiłam sobie niedawno próbkę Dung Ting Hong Shui Lugu LGTTS, unikatowego oolonga z jesiennych zbiorów w 2013 r. na Tajwanie. Cechuje się stosunkowo niskim procentem oksydacji i parzy się go niebywale krótko (50 sekund - 1 parzenie).
 Jest delikatny i łagodny w smaku. :)
Warto spróbować, zwłaszcza, że jego zapas był już na wykończeniu. ;)


czwartek, 8 stycznia 2015

Ciepło, cieplej i najcieplej

W Święto Trzech Króli (dziś też) przyrządziłam sobie rozgrzewającą mieszankę herbacianą, która była dla mnie konieczna, aby się rozbudzić w nocy i nabrać sił do pisania referatu na konferencję.

Przepis prościutki:

- saszetka herbaty czarnej Earl Grey
- sok malinowy, ilość wedle uznania
- kilka goździków
- szczypta cynamonu
- plasterek cytryny lub pomarańczy
- pół łyżeczki/łyżeczka miodu, opcjonalnie, w przypadku, gdyby sok był nie dość słodki

To mieszanka, którą stosuję już od kilku lat, pierwszy raz spotkałam się z podobną w Tea Club ładnych parę lat temu (zamiast cytryny była pomarańcza i nie było chyba cynamonu) oraz w Cafe Zakątek w kwietniu zeszłego roku, ukrytą pod uroczą nazwą Napój Bogów (w niej z kolei brakowało cytrusa, o ile dobrze pamiętam).


Pewnie rozpoznajecie książkę na zdjęciu. ;) Świetna lektura, bez problemu znalazła się na liście moich ulubionych, naprawdę polecam, dziwię się sobie, że zabrałam się do niej tak późno. 

piątek, 2 stycznia 2015

Czerwona Woda z Tajwanu

Wczoraj zaparzyłam sobie swój nowy nabytek - Formosa Mountain Hong Shui, zwany Czerwoną Wodą. Ten oolong, jak większość, pochodzi z Tajwanu, z rejonu Tung Tai.
W sklepie miałam do wyboru inne turkusowe herbaty, mniej oksydowane, jednak konsekwentnie zdecydowałam się na tę, mocniej prażoną i "utlenioną", gdyż takie mi znacznie bardziej smakują.
To był strzał w dziesiątkę!
Wszystkie 3 parzenia mi smakowały, chociaż każde było inne.
1 najbardziej lekkie delikatne, a kolejne znacznie bardziej intensywne zarówno w smaku, jak i w barwie. Mogłam się rozkoszować drzewnym, orzechowym smakiem bez śladu goryczki.

Ponadto, tknięta impulsem kupiłam też dość sporą czarkę (gabarytowo dorównuje chawanowi). Sprawdza się znakomicie, wreszcie mam czarkę odpowiadającą wielkościowo i kolorystycznie mojemu shiboridashi (zresztą oba naczynia wyszły spod ręki tego samego ceramika). :) Już nie muszę się martwić, że po zapełnieniu czarki reszta herbaty w shiboridashi się "przeparzy".