czwartek, 25 grudnia 2014

Bozonarodzeniowo


W Mikołajki dostałam od mojej cudownej rodzinki z pewnego forum <3 wspaniały prezent, uroczy świąteczny kubeczek oraz prawdziwy herbaciany rarytas - China Wu Yi Oolong z Five O'Clock.
To rzadki oolong o delikatnym smaku, lekko jakby kwiatowym. Smaczności. :)

China Wu Yi Oolong
Ponadto 2 tygodnie temu miałam okazję również testować 2 oolongi: Shui Xian (Czarka) oraz Jade Formosa Oolong (Five O'Clock).
Oba mi smakowały, aczkolwiek Jade był bardziej wyrazisty.


W międzyczasie próbowałam również Darjeeling Namring z tegorocznych zbiorów, który czekał na otwarcie już od dobrych kilku miesięcy. To czarna herbata, jednak kolorem liści i smakiem przypomina zieloną. Tradycyjnego Darjeelinga nie znoszę i moje uprzedzenia się tutaj sprawdziły. Ta herbata, mimo iż słabsza od zwykłego Darjeelinga, zachowuje jego goryczkę i kwaskowatość. Nie smakuje mi, mam nauczkę na przyszłość, żeby nie tykać się herbat opatrzonych etykietką na D. ;)

Darjeeling Namring
 
Dziś natomiast korzystając z wolnej chwili zaparzyłam sobie Huang Jin Gui.
To wyjątkowo subtelny w smaku oolong przypominający raczej białą (względnie zieloną) herbatę, słabo sfermentowany, a jego listki są zielone, nie brązowe.

Huang Jin Gui
Nawet jeśli już ponad połowa Świąt minęła, pogodnych i rodzinnych Świąt Bożego Narodzenia Wszystkim życzę! :)

sobota, 22 listopada 2014

Zimowo

Wczoraj po drodze z pracy wstąpiłam do sklepu Five o'Clock (musiałam!), żeby pooglądać nowości oraz nasycić się niesamowitym aromatem herbat wypełniającym wnętrze pomieszczenia.
Świąteczne dekoracje oraz różne, najczęściej kiczowate akcesoria z choinkami, bombkami i Mikołajkami już w listopadzie mnie raczej mierżą, ale czego się nie robi dla herbat?
Oczywiście, nie mogłam wyjść ze sklepu bez kupienia kolejnej (już mi się w szufladzie nie mieszczą). :P

Mój wybór padł na Laponię - absolutnie obłędny zapach! *_*
To biała herbata z dodatkiem kawałków cytrusowych ciasteczek, czerwonego pieprzu, jabłek i waniliowego aromatu.
Po skosztowaniu mogę powiedzieć jedno: w smaku jest równie oszałamiająca. ♥ Miód w gębie.
 
Akurat miałam w domu ciasteczka - markizy z nadzieniem śmietankowo-cytrynowym - idealne na przekąskę do tej herbaty! :)


czwartek, 20 listopada 2014

King's Crown Chai Classic & Targaryen theme

Po rocznej przerwie skusiłam się znów na wyrób King's Crown w Rossmannie.
Na półce wśród różnej maści herbat i ziółek wypatrzyłam Gewürztee Chai Classic w piramidkach. Do kupna zachęcił mnie opis składników tego naparu ziołowego: cynamon w laskach, cykoria prażona, imbir w kawałkach, kardamon, goździki, czarny pieprz, kawałki jabłek suszonych i wreszcie rooibos. Mieszanka bardzo podobna do opisywanej przeze mnie wcześniej na blogu Ayurvedischer Tee, równie smaczna i rozgrzewająca w takie chłodne, wietrzne oraz deszczowe dni, jak dziś.

Napar ma piękny kolor, smak i zapach. Nadaje się w sam raz na dodatek przy lekturze Świata Lodu i Ognia G.R.R. Martina i przy muzyce Targaryen theme z serialu GoT!








I mój ulubiony ostatnimi czasy soundtrack z GoT (bardzo orientalny):


Moje serce wprawdzie należy do Lannisterów, ale Targaryenami, zwłaszcza tymi sprzed stuleci, nie pogardzę. :P

niedziela, 16 listopada 2014

Richmont Tea

Ostatnio w jednej z krakowskich knajpek piłam 2 herbaty (dla ścisłości 1 herbatę i 1 napar) firmy Richmont:
Black Chilli Chocolate oraz Rooibos Sunrise.

Ta pierwsza, czarna z dodatkiem chilli i czekolady miała dość specyficzny smak, lekko ostry i trochę czekoladowy. Jak już kiedyś pisałam, niezbyt przepadam za czekoladą w herbacie, dlatego napiszę: warto spróbować, ale smak nie każdemu podejdzie. Bardziej doceniłam dodatek chilli niż czekolady.

Zaś Rooibos Sunrise przypadł mi do gustu, intensywna barwa i smak typowy dla tego ziela, karmelowo-miodowy, ale to, co najbardziej zachwyca w tym naparze to jego aksamitność. Podczas picia tak gładziutko przechodzi przez gardło niczym najprawdziwszy aksamit! Piękne uczucie. :)  

Black Chilli Chocolate

Rooibos Sunrise

niedziela, 26 października 2014

Jesiennie

Dawno tu nie pisałam.

Jesienna aura za oknem daje się we znaki (dziś tylko 2 stopnie Celsjusza!), dlatego zakupiłam herbatę Vento d'Autunno włoskiej marki Blend Tea.
To czarna herbata z nutą wanilli i orzechów laskowych. W sam raz na chłodne, jesienne wieczory.
Smaczna, aczkolwiek przez nieco kawowy aromat orzechów przypomina pewien napar z yerbą i kakao, który oceniłam jako paskudny. ;) Napar ma jasny kolor, jaśniejszy od tradycyjnych herbat czarnych.
Herbata umieszczona jest w ładnym, ekskluzywnym i hermetycznym opakowaniu. Niestety napisu z ornamentem liści klonu oraz opisu herbaty na mojej puszce brak, nieopatrznie zdarłam folię ochronną, myśląc, że jest zbędna. Okazało się, że napis był umieszczony na tej folii, a nie na ściance puszki. "Goła", srebrna puszka bez ornamentów wygląda niezbyt urodziwie - to spore niedopatrzenie twórców w moim odczuciu.  

Puszka i mój ulubiony kubek herbaciany z zaparzoną Vento d'Autunno

Tak wyglądała puszka w folii. :( Prawda, że lepiej?

Źródło: oryginalna strona Blend Tea
Oprócz tego wreszcie otworzyłam gorzką czekoladę z Earl Grey belgijskiej firmy Dolfin, którą kupiłam jakiś czas temu.
Przepyszna, polecam! Bergamotka się bardzo dobrze komponuje smakowo z ciemną czekoladą.
Zresztą herbata Earl Grey mi codziennie towarzyszy. ;)


sobota, 20 września 2014

Swieto Herbaty - Bytom 2014

Tydzień temu uczestniczyłam w I edycji bytomskiego Święta Herbaty o wdzięcznej nazwie Szolka Tyju (filiżanka herbaty w gwarze śląskiej).
Przy ulicy Rycerskiej (!) nieopodal Rynku można było skosztować różnych herbat przy stoiskach różnych herbaciarni, m.in. z Bytomia, Katowic, Wrocławia i Gliwic, a także wziąć udział w konkursie oraz obejrzeć prelekcję z tegorocznej wyprawy do Korei i Japonii.

Herbaciany jarmark przy ul. Rycerskiej

Spróbowałam kilku rodzajów herbat:
- z zielonych: zwykłą senchę oraz genmaichę (z prażonym ryżem) - nic nowego dla mnie.
- z czarnych: klasyczną Yunnan i herbatę z samowaru - od dawna chciałam skosztować tak przyrządzoną herbatę i wreszcie się udało, dość esencjonalna, ale bez szału.
- z oolongów: Da Hong Pao - bardzo smaczny o charakterystycznej nucie dla oolongów, zresztą chyba go już kiedyś piłam.
- z ziół/traw: napar z brzozy - not my cup of tea, taki ziołowy posmak, kudin (kuding)  
napar z Ilex kaushue zw. gorzką herbatą - bardzo adekwatnie, gdyż cholerstwo było strasznie gorzkie i paskudne w smaku :P, honeybush z truskawką oraz to samo z miodem - yyy, taka landrynka, brrr.
- z pu-erhów: zielony pu-erh - całkiem niezły, zważywszy na to, że nie lubię pu-erhów. Dość delikatny.
- z białych: Wschodzące Słońce (kwitnąca herbata) - średnio, mało wyrazisty smak

Oprócz herbat syciłam sobie oczy wystawą chińskich i japońskich czajniczków, czarek, mórz herbaty i gaiwanów. W bytomskiej herbaciarni dostrzegłam nawet cebei zdobione chińskimi smokami. Kusiło mnie strasznie, żeby je kupić, gdyż jest rzadko spotykane (albo gaiwan o tej samej ornamentyce), ale w końcu zdecydowaliśmy się na zakup kolejnego czajniczka Yixing. <3 Ten na szczęście się nie ślini. Sukces. :)

Cudeńka, wystawione przez herbaciarnię "Assam" z Bielska-Białej
Tak wygląda nasz czajniczek:


Miałam też przyjemność brać udział w warsztatach ozdabiania i szkliwienia ceramiki raku, za co dziękuję prowadzącym je Paniom. :) Ciekawa przygoda! A że lubię sobie malować od czasu do czasu, to tym bardziej frajda.
Pomalowaną przez siebie czarkę pokażę na zdjęciu niebawem, aczkolwiek nie wyszła tak, jak sobie wymarzyłam.


Ponadto mam kolejny powód do radości: za mną pierwszy dłuższy przejazd autostradą i jazda po obcym mieście, gdyż w drodze powrotnej prowadziłam samochód z Bytomia do mojego rodzinnego miasta.

sobota, 30 sierpnia 2014

Viva Andalucía!

Czas na spóźnione herbaciane refleksje z mojej wizyty w słonecznej Andaluzji, mieniącej się bielą, zlotem, żółcią i odcieniami błękitu. :) Chcę tam wrócić. Już. Zaraz. Buuu. 

Teteria w mojej ukochanej Kordobie <3
El sueño del califa (Sen albo marzenie kalifa) - czarna herbata z naranja (hiszpańska pomarańcza), goździkami, cynamonem i kardamonem. Smaczności.

Las Mil y una Noches (1001 Nocy) - czarna herbata i zielona, z cynamonem, kardamonem, kwiatami i owocami. Pyszna.
 
 Té Pakistani (Herbata Pakistańska) -czarna z wanilią, burbonem (nie wiem, czy chodzi tu o różę czy rodzaj wanilii) i kardamonem. Pije się ją z mlekiem zazwyczaj, ale ja piłam bez.

Medina Azahara (od nazwy słynnego kompleksu pałacowego koło Kordoby) - mieszanka czarnej i zielonej herbaty z naranja, kwiatami cynamonowca (?), azabar (cokolwiek to jest) i owocami. Mniam. :)

Medina Azahara
Medina Azahara
Marrakech con leche (herbata z Marrakeszu z mlekiem) - czarna z dodatkiem tzw. matalauva, tj. rodzaju mięty marokańskiej, plus oczywiście mleko. ;) Nie cierpię miętowych herbat, ale ta mi nawet posmakowała.

Esplendor Al-Andalus (Blask Andaluzji) - rooibos z truskawką i hierba buena. Niezły.

Cuentos de la Alhambra (Opowieści z Alhambry) - Zielona herbata z hibiskusem i różą. Skusiłam się na nią dzięki nazwie i pięknemu zapachowi, ale nie był to zbyt fortunny wybór. Nie lubię hibiskusa i zepsuł mi jej smak. ;)

Vanilla - jak sama nazwa wskazuje, czarna z wanilią. Całkiem smaczna. 

piątek, 8 sierpnia 2014

Houhin

Czas na prezentację kolejnego naczyńka do parzenia herbaty.

Oto przed Wami mój houhin, chociaż w tym wypadku z kształtu to cosik pomiędzy houhinem a shiboridashi. Wzornictwo oraz materiał sugeruje, że jest to wyrób chiński, nie japoński.

 
To maleństwo, liczące zaledwie 80 ml. Zaparzyłam w nim resztkę wspomnianej wcześniej Rou Gui. Udało mi się go dopasować do chińskiej czarki, którą kupiłam już dawno temu.
Niewielkie pojemności utensyliów są charakterystyczne dla gonfu cha, chińskiej ceremonii parzenia herbaty. Zwykle do tego stosuje się gaiwan (najczęściej nieprzekraczający 150 ml), tzw. morze herbaty oraz zestaw maleńkich czarek (25 ml). 


Dla wyjaśnienia i uporządkowania:


Houhin (Houbin) ほうひん - japońskie naczyńko (czajniczek), dość pękate z dziobkiem i pokrywką, często ma sitko z dziurkami, służące do parzenia głównie zielonych herbat, np. gyokuro lub senchy (o ile sencha może być, to gyokuro, tak ceniona przez koneserów, jest dla mnie niestrawna).


źródło: http://forums.egullet.org/topic/119295-lets-see-your-teaware/page-4
Moje cacko powyżej zostało opatrzone etykietką houhin, jednak jest od niego płytsze, nadto to wyrób chiński, stąd prędzej można nazwać go odmianą gaiwana.


Shiboridashi 絞り出し - również pochodzą z Japonii, zwykle są dość płytkie, posiadają pokrywkę z charakterystycznymi nacięciami. Tu znów moje shiboridashi, pokazywane we wcześniejszej notce, jest dość głębokie, ale takie też bywają. Shiboridashi również stosuje się do zielonych herbat.


źródło: http://www.artisticnippon.com/



Gaiwan 蓋碗 - chińskie naczynie, bez dzióbka, z pokrywką i najczęściej ze spodkiem (choć bywają i bez). Nalewanie naparu z gaiwana wymaga pewnej precyzji i wyćwiczenia. 


Źródło: http://www.teageek.net/


Cebei 側杯 - chińska odmiana gaiwana dla osób nie lubiących utrudniać sobie życia. ;) Ma dzióbek, sitko, pokrywkę i uwaga, uszko!



żródło: http://www.chaki.info/product_info.php?cPath=30&products_id=222

 
Cha hai 茶海 (morze herbaty) - dzbanuszek wyglądający z grubsza jak ten do śmietanki do kawy, otwarte naczyńko z dzióbkiem i uszkiem. ;) Służy często jako pośrednik między gaiwanem a czarkami. W celu uzyskania jednolitego naparu przelewa się herbatę z gaiwana do morza herbaty, a następnie do czarek.

źródło: http://orientshop.com.pl/pl/p/Cha-Hai-Morze-Herbaty-D/669 (dokładnie takie samo mam, lecz nie tutaj, dlatego zdjęcie z witryny sklepu)

 
Wen Xiang Bei 聞香杯 (niuchar) - to wysoka i wąska czarka, służąca do "słuchania" herbaty, wczuwania się w jej zapach. Nazywa się ją po polsku bardzo uroczo "niucharem" (to słowo o dość młodym rodowodzie, podobne zresztą jak ten typ naczyńka, mający ok. 30 lat). Często niuchar jest dostępny w zestawie ze zwykłą czarką do picia herbaty. 

niedziela, 3 sierpnia 2014

Rou Gui & Lychee Flower Ball

Wczoraj spróbowałam Rou Gui Wu Yi Yan Cha. Ten oolong długo czekał grzecznie w szufladzie na swoją kolej. Nie należy do najtańszych, to jeden z bardziej znanych i cenionych. To skalny, silnie oksydowany oolong (yancha), rosnący w górach Wuyi Shan w chińskiej prowincji Fujian. 

Bardzo mi posmakował. Wyczuwalna jest nuta charakterystyczna dla oolonga, a przy okazji także korzenny, nieco drzewny smak. Pycha! Chociaż nie każdemu podpasuje (oolongi, zielone aromatyzowane i białe to akurat moje ulubione rodzaje herbat).



Postanowiłam też wreszcie zużyć Lychee Flower Ball, kupioną kilka lat temu. Już wtedy ją piłam i teraz podzielam to samo zdanie, co kiedyś.
Ładnie się prezentuje, gdy rozwinie się kwiat pod wpływem wody, ale to wszystko. Smakowe walory nieszczególne. Liczi w ogóle nie czuć, tylko trawiasty posmak. Od dawna uważam, że "kulki" herbaciane są przereklamowane. :P



sobota, 2 sierpnia 2014

Próbki herbaciane

Niedawno nabyłam 2 próbki herbat, które przedstawiam poniżej wraz z próbką kupioną już dawno temu:

Od lewej do prawej:
Rou Gui Wu Yi Yan Cha (oolong), Xin Yang Mao Jian (zielona) i Meng Ding Huang Ya (żółta), nie wiedzieć czemu podpisana jako Tieguanyin z Anxi.

Zdecydowałam się zaparzyć Xin Yang Mao Jian, zieloną chińską herbatę z prowincji Henan, rocznik 2014. Liście mają charakterystyczny wygląd - drobne "igiełki".
Oto shiboridashi w akcji:

Za pierwszym razem herbata mi nie smakowała, zbyt dużo goryczki, z powodu której nie lubię czystych zielonych herbat (z pewnym wyjątkami). Goryczki się uwolniło więcej dlatego też, że zbyt się pospieszyłam i zalałam wodą o trochę za wysokiej temperaturze (idealna dla tej herbaty to 70-80 stopni).

Za drugim było znacznie lepiej - zaparzyłam już we właściwej temperaturze, wręcz zdecydowałam się na niższą - 70, zamiast 80 (nie ma to jak termometr do herbaty!). Goryczka jest nadal wyczuwalna, tylko nie w takim stopniu jak poprzednio. Herbata może być, jednak nie jest to mój ulubiony typ.

poniedziałek, 28 lipca 2014

Utensylia herbaciane

Akcesoriów do parzenia i picia herbaty jest mnóstwo. Osobiście stwierdzam, że najlepiej pije mi się ten napój w czarkach, nieważne jakiej wielkości, aczkolwiek preferowana to ok. 150 ml.
Za kubkami ostatnio nie przepadam. Jeszcze dość dobrze piło mi się herbatę w marokańskich szklaneczkach.

Teraz małe co nieco z mojej kolekcji.
Niestety nie mam tego wiele, ale cosik się uzbierało w ciągu kilku lat.

Czajniczek Yixing Fish Hua Dragon Pot.
Moi kochani Rodzice przywieźli mi go 4 lat temu z Pragi, za co jestem Im dozgonnie wdzięczna.  Przeuroczy jest, aczkolwiek mało praktyczny, ma ledwie 100 ml pojemności i żal go używać, stąd pełni rolę dekoracyjną.
Do niego pasują nam te maleńkie czareczki Yixing, naprawdę mikroskopijne, bo mają... 25 ml pojemności! Szał.


Yixing (宜兴) to ogólne określenie na ceramikę wyrabianą w okolicach miasta Yixing w prowincji Jiansu. Wyrabiana jest z tamtejszej gliny o charakterystycznym cynobrowym lub brązowym odcieniu. Nie jest szkliwiona, stąd tego typu czajniczki/dzbanki zaleca się przeznaczyć na 1 rodzaj herbaty, gdyż po kilku parzeniach przesiąkają jej aromatem. Yixing najlepiej sprawdzają się do oolongów, pu-erhów.
W ramach glinki Yixing wyróżniamy kilka rodzajów:
- Zisha (紫砂) - o ciemnobrązowym ubarwieniu
- Zhusha (朱砂) - o pomarańczowo-czerwono-brązowym
- Duan Ni (鍛泥) - o różnych barwach, zależnych od dodatku danego minerału wchodzącego w skład glinki Yixing. Może być zielona, błękitna.

Czajniczek.
Kupiony wieeeki temu, będzie ponad 10 lat spokojnie. Chińskie rękodzieło z gliny, aczkolwiek nazwy naczyńka nie znam.
Zapewne to Yixing, wersja Zhusha. Ok. 200 ml pojemności.
Również nieużywany, gdyż się "ślini" przy nalewaniu.


Shiboridashi.
Szkliwione, ok. 250 ml pojemności.

  Już go kiedyś pokazywałam na blogu, ale dla przypomnienia: shiboridashi (絞り出し) to japoński odpowiednik gaiwana (蓋碗), jest bardziej płaski, ma dzióbek i nie posiada spodka [choć zdarzają się też gaiwany bez spodka). Jego nazwa wywodzi się od japońskiego słowa shiboridasu (しぼりだす) - "wyciskać". Służy do parzenia głównie zielonych japońskich herbat.
 

I mój nowy nabytek sprzed 3 dni:
Czarka Willi Pottery Blue - cudny odcień błękitu (indygo/szafir/majorell), jeden z moich ukochanych. Ma ok. 160 ml pojemności, szkliwiona.


Degustuję w nim herbatę Biały Anioł. Ma jasny, słomkowy napar i delikatny waniliowo-czekoladowo-kwiatowy posmak.

Marzy mi się kiedyś zakup ceramiki, wykonanej przez p. Andrzeja Bero. Galerię jego prac można obejrzeć tutaj na jego blogu.

niedziela, 25 maja 2014

Spóźnione marcowe reminiscencje

Sencha kaktusowa - naprawdę smaczna, lekko słodkawa. Co dla mnie ważne, nie ma "ziołowej" goryczki, częstej w przypadku zielonych herbat.

Pocałunek Lata - mniam, pycha! <3 Nietypowy smak, ostro-kwaśny. Kiedyś piłam ją w jednej z kawiarenek, a tym razem udało mi się ją kupić na własność do domu. ;) Smak ten sam, na szczęście. Zielona herbata sencha z pomelo, trawą cytrynową, marchewką i czerwonym pieprzem.

Sencha drzewo sandałowe - lubię zapach drzewa sandałowego, więc skusiłam się na herbatę z tymże dodatkiem. Niestety smakowo rozczarowuje. Niezbyt czuć nutę drzewa sandałowego.

sobota, 1 marca 2014

Keep calm & drink tea

Ostatnio moje życie przebiega nerwowo i depresyjnie, ale herbata choć na chwilę daje ukojenie.


Lapsang Sochoung (Newby) – piliście kiedyś herbatę o smaku wędzonego dymu z ogniska tudzież suszonych śliwek?  xD Nie? To spróbujcie. Choć doznania smakowe są… hm, specyficzne. Nie podeszła mi ta herbata, może dlatego, że nie lubię wigilijnego kompotu z suszonych śliwek. Dla odmiany Hojicha o podobnej, lecz znacznie lżejszej wędzonej nucie mi smakowała.

Hojicha – zielona, mocno prażona herbata. Napar ma kolor jasnobrunatny, nijak nie kojarzący się z zieloną herbatą. Smak również. Jest lekko „wędzony” i jakby orzechowy. Wyrazisty.

Sejak – koreańska zielona herbata – na mój gust podobna do wielu innych zielonych herbat, ale niezła. Generalnie nie jestem w stanie w pełni docenić jej smaku, gdyż z zielonych niestety wolę aromatyzowane tudzież czyste zielone o wyrazistym i nietypowym smaku (vide Hojicha czy Genmaicha iri Matcha, ta ostatnia wprawdzie z dodatkiem ryżu).

Anielskie Łąki – lubię aromatyzowane herbaty zielone, ale niekoniecznie herbaciane perfumy. ;P Dodatki: papaja, ananas, truskawka, płatki róży, liście miłorzębu etc.

Genmaicha – znana, japońska zielona herbata, w jej skład wchodzi bancha wraz z prażonym brązowym ryżem i jęczmieniem. Można ją spotkać w barach sushi, ale parzona w domu smakuje jeszcze lepiej. Charakterystyczny smak ryżu dodaje jej ostrości. Na pewno zagości u mnie na dłużej. 

 Żar Pustyni – czarna herbata Ceylon z kawałkami cytryny, imbiru, drzewa sandałowego, kwiatami kaktusa i ostu, trawą cytrynową (Citronellą), czerwonym i białym pieprzem.
Całkiem smaczna, aczkolwiek gorzka, co nie dziwi, ze względu na obecność cytryny i trawy cytrynowej.

Herbata po jugosłowiańsku – gdy zobaczyłam taką nazwę w menu jednej z knajpek, nie mogłam się oprzeć jej skosztowaniu. ;)
Nietypowa herbata, bowiem z białym winem i cytryną. Podstawą tejże mieszanki była niestety zwykła czarna herbata torebkowa Dilmah, ale smak był dobry, podobny do powyższej herbaty, aczkolwiek znacznie bardziej gorzki ze względu na wino wytrawne. Stąd ta herbata mi mniej przypadła do gustu niż Żar Pustyni.