Znakomitego oolonga Bai Hao czyli Dongfang Meiren nikomu przedstawiać nie trzeba. Natomiast według informacji widniejących na stronie Czarki, Lishan Gui Fei to herbata z tej samej prywatnej plantacji na Tajwanie, co prezentowana wcześniej na moim blogu Lishan Tie Guan Yin. Jest stosunkowo młodziutka, po raz pierwszy zaczęto ją wytwarzać w 1999 r., kiedy to w wyniku trzęsienia ziemi do opuszczonych plantacji herbacianych zaczęły się dobierać rzeczone robaczki - Jacobiasca Formosana (owady z rzędu pluskwiaków, rodzina skoczkowatych; wyglądają trochę jak pasikonik).
Smak tej herbaty podobno ze względu na subtancję ochronną (filoaleksyny), jaką wydzielają liście broniąc się przed owadami i nadbudowując zniszczoną tkankę.
Bai Hao to Wschodnia Piękność, zaś Gui Fei to dama dworu najwyższej rangi. Ciekawa jestem, czy inspiracją dla tej nazwy oolonga była słynna konkubina cesarza Xuanzonga - Yang Yuhuan, znana szerzej jakoYang Guifei.
Bai Hao w gaiwanie:
Lishan Gui Fei w Cacuszku:
I parzenie:
II parzenie:
90-95 stopni C. I parzenie: 1 min.-1 min. 7 sek.; II: 45 sek.-1 min.; III: 1 min. 20 sek.-1 min. 40 sek.
Gui Fei:
95 stopni C. I parzenie: 30-50 sek.; II: 20-30 sek.; III: 40-50 sek.
Bai Hao tym razem mi bardzo smakowała, jak zwykle zresztą. I parzenie było esencjonalne, wyraziście miodowo-kwiatowe w smaku i kolorze. Szczególnie piękny aromat miodu unosił się z wilgotnych liści w gaiwanie. <3
II smakowało podobnie, natomiast w III miód i kwiaty nie były już wyczuwalne, natomiast przebijały prażone, kwaskowe i orzechowe nuty (i troszkę już trawiaste).
Potwierdziło się, że w Wigilię faktycznie moje kubki smakowe nie chciały współpracować z tą herbatą. ;)
Lishan Gui Fei natomiast mnie rozczarowała. Zgodnie z opisem na stronie herbaciarni, spodziewałam się po tej rzadkiej herbacie cynanomowego smaku i aromatu oraz wyazistości godnej Bai Hao. Nic z tych rzeczy. I parzenie było moim zdaniem niesmaczne - słabe i cokolwiek trawiaste, co też było widoczne w barwie naparu. Prażona nuta oolongowa była tylko lekko wyczuwalna. II i III było już nieco lepsze.
Nie wiem, czy to kwestia moich preferncji smakowych, czasu parzenia czy sortu herbaty.
Następnym razem spróbuję może wydłużyć czas parzenia tej herbaty do wartości użytych przy Bai Hao.
I parzenie, Gui Fei po lewej, Bai Hao po prawej:
II parzenie, jw.:
No proszę... a wydawałoby się, że herbata z jakichś wyjątkowych plantacji nie może wypaść gorzej w porównaniu z herbatą, powiedzmy bardziej masowej produkcji... Ale w takim razie cieszę się, że Bai Hao wypadł w tym teście lepiej. Bo na prawdę na to zasługuje - tym bardziej, skoro przekonał mnie - takiego zagorzałego zwolennika delikatnych, kwiatowych smaczków w oolongach :)
OdpowiedzUsuńNo i cacuszko... pomimo mojej miłości do gaiwanów, to naczynie jest niesamowite, i to właśnie na zdjęciach z nim skupiłem dzisiaj największą uwagę.
Dziękuję pięknie! :)
UsuńGdy zobaczyłam Cacuszko, poczułam, że koniecznie muszę je mieć, patrzyło na mnie prosząco, kusiło i szeptało: "weź mnie ze sobą!". Doświadczyłam więc prawdziwości znanego powiedzenia, że to czajniczek wybiera właściciela. :) Ma nietypowy i ciekawy kształt, kojarzący mi się z zamkniętym kwiatem lotosu - moim zdaniem to chyba najpiękniejszy nabytek do domowej "biblioteczki utensyliów" (obok jednego z czajniczków yixing).
Mam podobne odczucia do Ciebie w kwestii herbat. :) Z jednej strony, źle, że Lishan Gui Fei wypadła blado, z drugiej, miło, że Bai Hao obroniła palmę pierwszeństwa.
Często jednak tak bywa, również w innych dziedzinach, że rzeczy rzadkie i pożądane są z obiektywnego punktu widzenia mocno przeceniane.
Spróbuję jeszcze raz Lishan Gui Fei zaparzyć i dłużej.
Rzeczywiście Gui Fei wyszła jakoś blado... na pewno użyłaś tej samej wody itp. Ja bym rzeczywiście spróbował wydłużyć czas parzenia i zbliżyć go do tego, który zastosowałaś dla Bai Hao. Ciekawa sprawa :)
OdpowiedzUsuńZostało mi jeszcze trochę próbki Lishan Gui Fei, to ją trochę eksperymentalnie pomęczę. ;) Zaparzę dłużej i może zwiększę jeszcze proporcję liści względem wody.
Usuń