niedziela, 4 października 2020

Butterfly Pea Tea

Dzisiejszy wpis poświęcony będzie nietypowej roślince, a mianowicie klitorii ternateńskiej (Clitoria ternatea) znanej szerzej jako Butterfly Pea Tea. :) 

Roślinka owa pochodzi, tak jak i sama herbata zresztą, z Azji, a ściślej można ją spotkać w Tajlandii, Chinach i Indiach. Parzeniu podlegają jej suszone kwiaty, które mają urokliwy, błękitny kolor, powiedziałabym - chabrowy, jednak może się wahać w odcieniach od niebieskiego po fioletowoniebieski. 

Napar z klitorii ternateńskiej ma podobno wiele właściwości zdrowotnych - może działać przeciwbólowo, przeciwzapalnie, antystresowo i relaksująco, pobudzać pracę mózgu, a także wspierać metabolizm oraz wzmacniać odporność organizmu. Co istotne, zawiera on również dużo przeciwutleniaczy.

Kwiaty parzymy wrzątkiem przez 7-10 minut. Ich liczbę dodajemy wedle uznania, ale najlepiej dać kilka kwiatów (4-6) na 250 ml wody. Jak widać na fotografii poniżej, zastosowałam inne proporcje, gdyż wrzuciłam 6 kwiatów do gaiwana o pojemności ok. 125 ml.  Barwią one napar na wspaniały, głęboki kolor! Określiłabym go jako odcień błękitu pruskiego lub indygo (naturalne, takie jak barwa dżinsów, nie fioletowy kolor w informatycznym systemie hex). 

Smak jest specyficzny, słabo wyczuwalny, przede wszystkim czuć lekką ziołową i trawiastą nutę. Jest ona jednak przyjemna i dość subtelna w przeciwieństwie do większości znanych mi ziół. :)

Błękitna barwa jest nader fascynująca, ale w moich oczach staje się jeszcze ładniejsza, gdy do naparu doda się soku z cytryny! Zmienia się on wtedy w głęboki i soczysty fiolet! Magia! :D Uwarunkowana oczywiście chemicznie, zmianą PH na kwasowe. W zależności od dodanej ilości soku cytrynowego barwa może się różnić, począwszy od niebieskofioletowego (chaber oraz indygo w wersji hex) po wyrazistą fuksję.

Parzące się kwiatuszki:

Piękny, błękitny kolor widoczny najlepiej jest na łyżeczce:

Fiolet w akcji:


Kwiatek do kwiatka - napar z klitorii w towarzystwie storczyka o podobnej barwie ;)

sobota, 19 września 2020

Pozbywanie się herbat cz. 1

Herbaty zbieram i piję namiętnie od lat! Od pewnego czasu jednak odnoszę nieodparte wrażenie, że mam ich za dużo, kupionych w herbacianym szale i pragnieniu poznawania nowości. Znakomitej większości z nich nie piję, leżą te listki odłożone w kąciku i patrzą smutno, prosząc o chwilę uwagi. 

Gust herbaciany mam od dawna wyrobiony. Utwierdzam się w przekonaniu, że nie lubię zielonych herbat, z kilkoma wyjątkami. Serdecznie nie znoszę od lat pu-erhów. Niezmiennie uwielbiam herbaty czarne i turkusowe oraz niektóre białe. Wystarczy mi w domu po kilka przedstawicieli tych rodzajów i tyle.

Nakupowałam z kilka rodzajów herbat zielonych i teraz się z nimi męczę. Co mam więc począć z pełnowymiarowymi saszetkami i próbkami herbat o różnej barwie i smaku? Ano wypić! ;) Wyrzucić byłby to najcięższy grzech herbaciarza!

Fog Green Tea

To klasyczna zielona herbata z Chin, prowincji Hubei o ciemnozielonych listkach. Fotki nie będzie, bo nie zrobiłam. Napar w smaku dla mnie dosyć paskudny - niby delikatny, ale trawiasty i z dużą goryczką. Żadnych kwiatów ani masła nie wyczułam. Zdołałam wypić dwa parzenia. Serdecznie podziękuję! Już jej nie mam w zasobach, hurra! 

Gunpowder z czarną porzeczką i żeń-szeniem

Dosyć przyjemna w smaku aromatyzowana zielona herbata, głównie dzięki dodatkom, jednak jako już rzekłam, nie gustuję w zielonych... Tutaj także wyczuwalna jest goryczka i roślinność smaku charakterystyczna dla zielonych herbat. Fotki również brak.

China Snow Buds 

Mam mieszane odczucia odnośnie tej herbaty. To herbata biała, jak nazwa wskazuje, oczywiście z Chin, prowincji Yunnan, po polsku można ją przetłumaczyć jako "Śnieżne Pąki". Zaparzyłam ją dwukrotnie w ok. 77-80 stopniach C, najpierw przez 3 minuty, a potem 5, a później jeszcze dwukrotnie inną, znacznie mniejszą porcję liści.

Po pierwszym parzeniu zwrócił moją uwagę przede wszystkim ładny, lekko różowawy kolor naparu. Smak względnie delikatny, wyczuwalna jest w tle smużka prażonych ziaren, jednakże w momencie przełykania i po przełknięciu na języku pozostaje bardzo gorzki posmak. Psuje on mój odbiór tej herbaty.  Z kolei napar po zaparzeniu mniejszej porcji liści (resztka) zawierał w smaku znacznie mniej goryczki. Stąd wniosek, że tej herbaty nie należy parzyć metodą gong fu cha (ok. 1/3-1/2 liści na gaiwan), tylko bardziej w "zachodni" sposób (ok. 1/4 listków na gaiwan). 

 
 

Hawaii Kīlauea Mountain Oolong

To oolong, który, zgodnie ze swoją nazwą, rośnie na zboczach wulkanu Kilauea na wyspie Hawai'i. Ma ciemnobrązowe listki.

Zrobiłam 3 parzenia w temperaturze 96-90 stopni C przez kilkadziesiąt sekund. Ta herbata potwierdziła moją miłość do oolongów! :) Pierwszy i drugi i trzeci łyk – pychota! Cudowny, kwiatowo-miodowy smak we wszystkich parzeniach, zero goryczki! Czuć miodowy posmak przede wszystkim w pierwszym parzeniu, przy dalszych staje się bardziej kwiatowy. Kolor naparu piękny - bursztynowo-miodowy. Kilauea oolong to niezwykle rzadki rarytas, jednakże zdecydowanie warto go poznać!