sobota, 30 lipca 2016

Bai Ji Guan

Bai Ji Guan to kolejny rzadki oolong, którego proces obróbki jest wyjątkowo wymagający. Zalicza się do skalnych herbat turkusowych z gór Wuyi, jednak wyróżnia go ...albinoski kultywar. ;) Dlatego krzew tej herbaty jest tak kapryśny w utrzymaniu i produkcji. ;)

Pierwsza próba:
Zaparzyłam go w stylu gongfu cha w ok. 90 stopniach C - I parzenie - 35 sek., II - 50 sek., III - 2 min.
Wydaje mi się jednak, że podobnie jak w przypadku Dung Ting Hong Shui Lugu LGTTS i być może Lishan Gui Fei dłuższy czas parzenia - tj. ok 1-1,5 min. dałby lepszy rezultat.
Napar po tradycyjnym jest dość lekki, bardzo delikatny, wyczuwalna jest głównie prażona, orzechowa nuta z lekkim posmakiem słodyczy. Co jest o tyle zaskakujące, że ów oolong jest słabiej prażony.
Opisywanych na stronie Czarki smaku owoców tropikalnych nie wyczułam.
Smak Bai Ji Guan przypomina mi powyżej wspomnianą wersję Dung Tinga. Jest smaczny, ale mógłby być smaczniejszy. ;)
Została mi resztka próbki, przetestuję jeszcze raz.

Druga próba:
90 stopni C, I parzenie - 1,5 min., II - 2 min.
Smak jest bardziej wyrazisty - mocniej prażony, jednak słodycz ustąpiła miejsca dość silnej goryczce.
Napar jest smaczny, aczkolwiek gdyby nie było goryczki, byłoby lepiej. ;)


Stanowisko bojowe parzeniowe ;)

Liście przed parzeniem:



Po zaparzeniu:



I próba, I parzenie:


Książka w tle to Powieki Bodhidharmy Przemysława Trzeciaka, która czeka na przeczytanie od ładnych kilku lat. ;)
Nie mogło również zabraknąć dla dekoracji mojego ukochanego jadeitowego dysku bi, który poznaliście już w poprzednim poście. Dyski bi były popularne w starożytnych Chinach, miały znaczenie ceremonialne - były zarówno wyznacznikiem rangi społecznej, jak i też stosowano je w obrządku funeralnym, towarzyszyły zmarłym w zaświaty. 
Najpierw pozbawione były ornamentacji, a później ozdabiano je najpierw prostymi geometrycznymi wzorami, a następnie wyszukanymi wizerunkami bóstw związanych z niebem. Mój dysk przedstawia feniksy (dość nietypowe, bo o dość smokowatych cielskach) w układzie antytetycznym. <3

II próba, I parzenie:

Na koniec przykład prozy poetyckiej, który mnie zachwycił. Pochodzi z czytanego dziś przeze mnie tomiku Leopolda Staffa Fletnia chińska:

Do przyjaciela

By podziękować ci za zaznajomienie mnie z tym poematem Tsu-kia-lianga, posyłam ci kilka liści herbaty. Pochodzą one z drzewa rosnącego w klasztorze położonym na górze O-mei.
Jest to najsławniejsza herbata Cesarstwa, jak tyś jest jego najsławniejszym pisarzem. Postaraj się o niebieski wazon z Ni-hing. Napełnij go wodą ze śniegu zebranego o wschodzie słońca na wschodnim stoku góry Su-szan, postaw ten wazon na ogniu z gałązek klonowych rzuconych na stary mech, dopóki woda śmiać się nie zacznie. Wtedy wlej ją w czarkę huang-cz'a, włożywszy w nią kilka liści tej herbaty, przykryj czarkę kawałkiem białego jedwabiu tkanego w Hua-szan i czekaj, aż w pokoju twoim rozleje się woń równa tylko ogrodowi w Feng-lo. Podnieś czarkę do warg swoich i zamknij oczy. Będziesz w Raju.
(s. 65)

Szkoda tylko, że Staff tłumaczył poezję chińską z francuskiego przekładu, a tłumaczenie tłumaczenia raczej od oryginału się oddala. :P Już nie mówiąc o tym, że oryginalne utwory były klasycznymi rymowanymi utworami poetyckimi.
Pomijając powyższe, klimat Staffowej prozy jest urzekający i idealnie wprowadza w herbaciany nastrój! :)

Przy okazji, szperając w internecie, zauważyłam, że już była dyskusja na temat tego wiersza na "Herbaciarzach" - tutaj.
Jak pisze Chacom, autorem pierwowzoru był Wan Tsi/Quang Tsi, żyjący w VIII w.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz