piątek, 13 listopada 2015

Trójeczka oolongów - analiza porównawcza

Korzystając z dnia wolnego w środę (chcę moar!) zdecydowałam się na parzenie porównawcze oolongów, które mam w domu w herbacianej szufladce (już pęka w szwach! :P).

Od lewej do prawej: China Wuyi Oolong, Thailand Jing Shuan Oolong i Oriental Taiwan Beauty.
1 parzenie:

 
 
2 parzenie:

 
Najbardziej mi smakowały Wuyi i Oriental Beauty. Jing Shuan najmniej.

China Wuyi Oolong to ciemny oolong o wysokim stopniu fermentacji. Nazwa tej herbaty, nadana przez Five O'Clock, jest wyjątkowo nieprecyzyjna, gdyż w paśmie gór Wu Yi w prowincji Fuijan  produkuje się co najmniej kilka oolongów tzw. skalnych (a zarazem jednych z droższych).  :P Między innymi Da Hong Pao i Rou Gui.  Skalne oolongi cechują się wysoką oksydacją – ok. 60-70 %, co czuć w smaku. ;)
Niestety nie wiem w tym wypadku, o którą odmianę skalnej herbaty turkusowej chodzi. Trzeba jednak zwrócić uwagę, że powyższy oolong nie ma rozwiniętych listków (jak skalne oolongi), lecz został uformowany w  typowe dla innych herbat niebieskich „kuleczki”.
Ta herbata charakteryzuje się wyraźnie drzewnym posmakiem, dokładnie takim, jak lubię. W 1 parzeniu napar kolorystycznie jest podobny do Jing Shuan, jednak bardziej w odcieniu pomarańczy, natomiast w 2 parzeniu bliżej mu do Oriental Beauty.

Podobny galimatias nazewniczy występuje w przypadku Thailand Jing Shuan Oolong. Pod ową nazwą ten oolong widnieje na witrynie Five O’Clock oraz na stronach anglojęzycznych sklepów herbacianych. Natomiast na innych polskich portalach (i nie tylko) spotkać można turkusową herbatę, która zwie się Jin Xuan i pochodzi z Tajwanu. Znając zawiłe meandry chińskiej fonetyki i jej transkrypcji podejrzewam, że to ta sama herbata. Wówczas „moja” zaliczałaby się do tzw. mlecznych oolongów o niskim stopniu oksydacji – 20-30 %.
Problem w tym, że mleczny oolong (Milk Oolong) smakuje inaczej, faktycznie mlecznie. Natomiast tutaj dominuje nuta goryczki (brrr) i lekko kwiatowy posmak. Zaparzona Jing Shuan ma jasną, żółtą, słomkową barwę, która w 2 parzeniu staje się głębsza o odcień.

Dla porównania wygląd liści:


Po prawej JIng Shuan, po lewej Milk Oolong.
Różnice są subtelne - Milk Oolong ma nieco bardziej brunatne i bardziej rozwinięte liście.

Na szczęście ostatnia herbata nie sprawia problemów identyfikacyjnych. Opisana etykietką Oriental Taiwan Beauty to tzw. Dongfang Meiren albo Bai Hao – Wschodnia Piękność z Tajwanu. Rzeczywiście piękność, smakuje wyraziście, bardzo kwiatowo, a przy tym słodkawo. Mniam!
Jej stopień fermetacji (oksydacji) wynosi 70 %. Kolor naparu jest przejrzysty, jasnobrązowo-pomarańczowy z domieszką czerwieni, taki…herbaciany. :D

Jak już zapewne zgadliście – słowo klucz, odpowiedzialne za mój odbiór herbaty, to stopień oksydacji. ;)
I na koniec, jedna uwaga -  wyjątkowo 2 parzenie było bardziej intensywne smakowo niż 1, co też widać po barwie naparów. Nawet w Jing Shuan spoza goryczki wyłoniły się jaśminowe nuty. Trudno mi powiedzieć, dlaczego - zwykle obserwowałam tendencję odwrotną. ;) Być może dlatego, że 2 parzenie trwało dłużej niż 1 albo może ze względu na "obudzone" listki? Natomiast 3 parzenie, zgodnie z tradycją, było najgorsze smakowo, "wypłukane" i mało wyraziste. 
 

7 komentarzy:

  1. Muszę przyznać - Oriental Beauty jest niesamowitym oolongiem, i chyba jedynym z "mocniejszych", który wywarł na mnie na prawdę dobre... co ja mówię: wyśmienite wrażenie i zapadł mi w pamięci ;) A wiesz jak to u mnie z tymi ciemnymi jest... ;)

    Poza tym takie eksperymenty uważam za wspaniałą drogę do poznania herbat razem, a przy okazji każdej z osobna :)

    Mam jeszcze dwa pytania :)
    Jaką stosujesz proporcję liści, względem ilości wody przy danym parzeniu?
    A drugie pytanie dotyczy "środkowej" herbaty :) Miałem właśnie styczność z Tajwańskim King Hsuan'em czy też zapisywanym właśnie jako Jin Xuan :) A czy ten Twój nie pochodzi z Tajlandii, a nie z Tajwanu? ;)

    Pozdrawiam, Łukasz :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Racja, z Tajlandii, a ściślej z kultywaru pochodzącego z Tajwanu, który został przeniesiony do Tajlandii. ;)
      King Hsuan - eh ci Chińczycy, jeszcze kolejna wariacja nazwy (przy Jin Xuan Lugu się chyba pojawia), pozwolisz, że ją dopiszę do posta wyżej? :)

      Super, że Ci smakuje Oriental Beauty - czyli nie wszystkie ciemne oolongi są złe? :P

      Jeśli chodzi o parzenie - robię to czysto intuicyjnie - ok. 1-1,5 łyżeczki na ok. 170-200 ml (w zależności od naczyńka).

      Usuń
    2. Oczywiście :)
      Chciałbym trafić kiedyś znów na takiego ciemnego oolonga, który zachwyci mnie jak OB :) Ale i tak chyba nigdy nie przebiją moich ulubionych ;)

      Usuń
    3. Mam w myśli 1 ciemny oolong, który może by i Ci smakował, ale najpierw sama muszę go spróbować, żeby się dowiedzieć, czy opis smaku się zgadza. :D

      Usuń
    4. W takim razie - czekam na opis tego oolonga :)

      Usuń
  2. Ale numer z tym Jing Shuanem... kiedy zacząłem go pić, nigdzie nie było śladu informacji. A teraz, kiedy wrzucę w googla, nagle się pojawia, no i teraz Ty o nim piszesz. Mnie też rzuciło się w oczy, że jest jeszcze Jin Xiuan z Tajlandii, ale i dla mnie to dwie różne w smaku herbaty.
    Mnie jednak Jing Shuan smakuje bardzo, jest niemal nie do odróżnienia od mojego drugiego ulubionego oolonga, czyli Dong Ding. Gdybym pomylił puszki, nie wiedziałbym w zasadzie, który to który ;) Różnica jest za to w cenie - Jing Shuan jest o połowę tańszy i widać, że z nieco gorszych listków.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Niewykluczone, że obie te herbaty mogą mieć różne smaki - niestety nie mam przy sobie tajwańskiego Jin Xuan, żeby porównać z tym tajlandzkim. A mój Milk Oolong jako typowy "mleczak" się do tego wybitnie nie nadaje. ;) (znów - co kryje się pod terminem Milk Oolong - odmiana Jin Xuana czy jeszcze co innego? :D)

      Five O'Clock twierdziło, że Jing Shuan wywodzi się z kultywaru przeniesionego z Tajwanu do Tajlandii. Możliwe też, że moja hipoteza jest nietrafna i są to "szczepy" innej herbaty, a nie odmiany tej samej, różniące się miejscem uprawy.

      Usuń