Po kilku latach przerwy zaparzyłam wczoraj Gyokuro.
Muszę ją wreszcie zużyć, już zbyt długo mi zalega na półce. ;)
Jak większość z Was wie, Gyokuro czyli Drogocenna Rosa, to jedna z cenniejszych (o ile nie najcenniejsza) japońskich zielonych herbat, bardzo poważanych przez koneserów.
Parzy się ją w ok. 60 stopniach Celsjusza i zwykle stosuje się zwiększoną proporcję liści wobec wody niż w przypadku innych herbat.
Istotnym elementem wyróżniającym Gyokuro jest umami - piąty smak.
O ile dobrze pamiętam, 1 raz zaparzyłam Gyokuro z większą zawartością suszu, zgodnie z wytycznymi, wczoraj natomiast zastosowałam proporcję 1 łyżeczka herbaty na 200 ml.
Już kolor, w porównaniu do parzeń wykonanych dawno temu, był inny - nie jaskrawozielony (typowy dla tej herbaty), lecz jasnozielony, co widać na zdjęciu.
Z pewną dozą nieufności zaczerpnęłam pierwszy łyk... o ile z początku smak był nawet znośny, to potem na końcu języka pojawiła się owa koszmarna w moim odczuciu nuta. Określam ją jako szpinakowo-rybną i jeszcze pełną goryczki. To jest, jak przypuszczam, umami, ów piąty smak. :P Widocznie moje zwyczajne podniebienie nie dorosło do tej herbaty. :P
Do tego wszystkiego totalnie nie pasuje mi ta ogromna goryczka. Jak pamiętam, herbata była bardzo delikatna. O ile smak szpinaku, morza i właśnie tej ryby (fakt - coś co uwielbiam) to smak gyokuro, to w szoku jestem, z powodu tej goryczki... Może coś z tą partią było nie tak? Najlepiej byłoby się o tym przekonać, jeżeli spróbowałabyś gyokuro z innej herbaciarni/sklepu... tylko że chyba nie ma to sensu (bo i tak trafisz na te szpinakowo-morskie akcenty... więc szkoda się potem z tym męczyć). Pozdrawiam serdecznie ;)
OdpowiedzUsuńTa gorycz rzeczywiście brzmi podejrzanie... Bo z moich doświadczeń także wynika, że gyokuro to aksamit nad aksamity. A proporcje suszu do ilości wody zastosowałaś takie, jak ja zazwyczaj stosuję. Coś musi być nie tak z tą partią, którą posiadasz.
UsuńP.S. Choć nie widać całości, to shiboridashi wygląda na bardzo ładne ;)
UsuńRaczej to nie kwestia partii herbaty (kupiłam ją w Czarce, chociaż, jak piszecie, wadliwej też nie można wykluczyć), tylko mojego poczucia smaku Gyokuro. :) Ta "goryczka" czy też kwaskowatość jest w moim odczuciu ściśle powiązana z umami, który w trakcie smakowania i im bliżej końca naparu przebija jego początkowy w miarę "neutralny" smak.
UsuńI dziękuję - shibo lepiej widać na zdjęciach z moich wcześniejszych wpisów. :)
UsuńMoże być tak, że to po prostu nie Twój smak. Znam osoby, które są zakochane w mocno oksydowanych herbatach i te bardziej zielone po prostu nie są "ich". Nagminnie spotykam się ze słowami typu "znowu parzysz ten rosół?" - chodzi np. o Dong Dinga albo zielone japońskie (wtedy "rosół" bywa zastępowany "zupą rybną" ;)
UsuńZupa rybna - dobre. ;) Podobnie ciemne oolongi mogą być uznane za "wywar z kory lub ziemniaków". ;P
UsuńTo urocze, gdy np. nie-herbaciarze twierdzą, że herbaty inne niż czarna są paskudne i dziwują się, że po co tyle pieniędzy wydawać? Na jakieś popłuczyny? :P I po co tyle ceramiki? I nawet nie ma jak się porządnie napić - łyk i już po herbacie w czarce. :P
Może po części mają rację - to dość specyficzne hobby. ;)
Wywar z kory lub ziemniaków mnie ubawił :D
UsuńDzisiaj usłyszałem, że godne podziwu jest to, że mnie się tak chce, z tymi czajniczkami bawić, z tym przelewaniem, mierzeniem czasu. "Mnie to już by się dawno tej herbaty odechciało". A że nie zawsze jestem przemiłą osobą, odparłem słodko "bo widzisz... herbata nie jest dla każdego".
Co do samej herbaty, moje gyokuro kupiłem w Five o'clock, i przyznam, że było bardziej roślinne, niż szpinakowe i rybne ;)
UsuńWasze stwierdzenia o herbatach mnie rozwaliły (piszę z podłogi :D hahaha). Ale niestety macie rację w 100%...
Łukasz... mam dokładnie to samo ;) "że mi się tak chce bawić z tym", że "przelewam te siury", że im "by się już odechciało tej herbaty" :D W domu śmieją się jeszcze, gdy odmierzam temperaturę wody ;) Ale fakt - "herbata nie jest dla każdego" :D Muszę to wykorzystać ;)
Tak, w moim przypadku też podobnie - ile to zachodu z takimi udziwnionymi herbatami (a przecież i tak torebkowa lepsza!* :D) :P
UsuńAle przynajmniej możemy się szczycić, że jesteśmy elitarną grupą. ;P
* jeśli chodzi o torebkowy Dilmah Earl Grey się zgodzę, uwielbiam go, pod warunkiem, że jest gorący i zaparzony w mojej ukochanej kubko-szklance. ;)
Ten komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuń