wtorek, 13 października 2015

Kintsugi

Dawno się tu nie odzywałam, ale nawał obowiązków i ciągle picie herbaty w wersji torebkowej nie sprzyja wenie herbacianej. :P

Oto czarka, kupiona wraz z shiboridashi w Cieszynie, która niestety nie przetrwała Święta Herbaty.

Tak wyglądała przed sklejeniem:


 Tutaj już po, w trakcie wysychania kleju:


Postanowiłam skorzystać z okazji i wykonać podróbkę techniki kintsugi.

Kinstugi - 金継ぎoznacza "złote łączenie" (funkcjonuje także pod nazwą kintsukuroi 金繕い - "naprawa złotem"). To fascynująca, tradycyjna japońska technika naprawy zniszczonej i stłuczonej ceramiki za pomocą laki zmieszanej z drobinkami złota lub innych metali (np. miedzi). Najpierw wygładza się krawędzie pękniętych fragmentów naczynia, a potem scala je przy użyciu laki, która tworzy "oprawę" wokół fragmentów ceramiki podobnie jak ołów w przypadku dawnych witraży.

Technika kinstugi jest właściwie równoważna ze sztuką i znakomicie wpisuje się w myśl japońskiej estetyki, według której niedoskonałość, asymetria i wręcz brzydota jest postrzegana jako piękno. Mowa o wabi-sabi, którą można określić zachodnim terminem "estetyka brzydoty i niedoskonałości".
 Istotą kintsugi jest założenie, że przedmiot naprawiony może być doskonalszy i piękniejszy od nietkniętego ze względu na swoją unikatowość i "duszę".

Niestety laki z domieszką złota nie miałam pod ręką (czy ona w ogóle jest dostępna w Polsce?), więc wykorzystałam złotą farbę do ceramiki. Jest to oszukaństwo i niespecjalnie ładnie wygląda (farba nie pokryje śladów złączeń i ubytków) , ale przynajmniej mogę się chlubić, że mam podróbę kintsugi. ;P







6 komentarzy:

  1. Ale jak dla mnie, wygląda to znakomicie! Tym bardziej, że naprawione samodzielnie :-) a jakie masz to nowe shibo? :) poza tym też ostatnio kupiłem w końcu to naczynko :D może pamietasz to ostatnie, dostępne w eherbacie? Chyba "eda" się nazywało ;) początkowo musiałem się przekonać i nauczyć wylewać z niego napar (rozlewalem tyle herbaty na stół ze szok ;)).

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dzięki! :)
      Shibo Eda nie kojarzę, koniecznie musisz je zaprezentować na blogu! :) IIe ma ml? Do korzystania z shibo trzeba się przyzwyczaić, chociaż wydaje mi się, że jest bardziej poręczne od gaiwana (choć tego ostatniego, wstyd się przyznać, nie mam i nie używam).

      To nowe shibo jest mniejsze niż to od Pana Willego, ale trochę nietrafione. Niewygodnie się je trzyma i ciutkę się "ślini". Wrzucę je kiedyś na bloga.

      Usuń
    2. Oczywiście, pokażę ^^ Gdy kupowałem, pisało że ma 250ml. Jeżeli wleje się wodę po sam "grzebień", to jednak ma 200ml :) Ale ja zwykle nalewam do takiej kreski wewnątrz, i wychodzi +/- 150ml :)

      A gaiwan polecam :) W sumie, to chyba moje ulubione naczynko do herbaty :)

      Usuń
    3. 150 ml to w sam raz na gongfu cha. :) Kiedyś myślałam nad zakupem gaiwana, ale trochę mnie zniechęciła mała pojemność i sposób nalewania. Może kiedyś się skuszę. :)

      Usuń
    4. Ale widziałem też takie, o pojemności około 200ml. Chyba takie było by ok? Prawda? :)

      Usuń