To herbata, niełatwa do klasyfikacji, pośrednia między oolongiem a pu-erhem. Z jednej strony, częściowo oksydowana, z drugiej prasowana i "leżakowana" przez jakiś czas.
Miałam więc nadzieję, że będzie bardziej smakować jak oolong, bez posmaku charakterystycznego dla pu-erhów (tak zresztą sugerowały opinie na jej temat w sieci). Niestety się przeliczyłam. Smak mi nie odpowiada - ziemisty i drzewny, w złym tego słowa znaczeniu. Oczywiście, nie jest to poziom klasycznych ciemnych pu-erhów, jednak wystarczy, żeby mnie zniechęcić.
Słodyczy też tutaj nie dostrzegłam. Słowem, herbata raczej nie dla mnie.
Jeszcze a propos pu-erhów, Chińczycy opanowali niemal do perfekcji sztukę reliefu w kształcie dysków, niezależnie od materiłu.
Oto misternie wyrzeźbiony dysk ze sprasowanej herbaty pu-erh. :)
Źródło: Colorful Yunnan |
Niemal bliźniaczo podobny do mojego dysku z jadeitu. ;)
Hej :) Ja miałem niestety całkiem inny problem z Liu Bao :( Jej ziołowy posmak nawet mi podchodził, piłem z przyjemnością, ale w mój placek wdała się pewnego razu pleśń (pomimo prawidłowego, jak mi się wydaje, zalecanego przechowywania), i tak mnie zniechęciło to, że jak na razie jej nie kupiłem :(
OdpowiedzUsuńUuu, to miałeś widocznie jakiś felerny placek. Może jednak się kiedyś skusisz i kupisz jeszcze raz. :)
UsuńJak wybiorę się do Krakowa, to na pewno kupię ;)
Usuń