Zwracają uwagę nietypowe czareczki ...z uszkiem - taki kaprys twórców kompletu. :)
I dla osób, nieprzyzwyczajonych do picia z jakichkolwiek naczyniek bez uszek, rzecz przydatna.
Poniżej zdjęcia sprzed kilku miesięcy.
1. Zdaje się, że tradycyjnie zaparzyłam wówczas Earl Greya.
Obok czajniczka i czarki znajduje się marokańska świeczka z ornamentalnym ażurem, od razu wytwarza odpowiedni nastrój. :)
2. Tym razem masala chai. Obok czajniczka i czarek stoi "grająca" misa tybetańska.
Gdybym miała powiązać ten zestaw herbaciany z krajem, kojarzy mi się z dwoma, jakże odmiennymi - z Marokiem i z... Rosją. Przydałoby się w nim zaparzyć herbatę przywodzącą na myśl wschodnie stepy np. Rosyjską karawanę. ;)
Pamiętam,
że moja śp. Ciocia (w zasadzie Babcia stryjeczna) daleko, daleko stąd, w
miejscowości przy granicy białoruskiej (!) miała sporej wielkości
samowar. Jako dzieciak przyglądałam mu się z ciekawością. Niestety moje
usiłowania namówienia dorosłych do zaparzenia w nim herbaty spełzły na
niczym. Nie wiadomo, co się z tym samowarem stało, a szkoda, bo bym go przygarnęła. ;) Inna rzecz, że nie bardzo byłoby go gdzie postawić, mógł mieć z pół metra.
I skoro już zaczęłam rosyjskie klimaty, od których zwykle stronię (z wyjątkiem literatury i herbaty), poczęstuję Was jednym z moich ulubionych cytatów z Białej Gwardii Michaiła Afanasjewicza Bułhakowa:
"kaflowy piec w jadalni ogrzewał i utulał malutką Helenkę, najstarszego Aleksieja i całkiem jeszcze nieporadnego Nikołkę. Jakże często odczytywano w cieple buchających żarem płaskich kafli
Cieślę z Saardamu,
kurantowy zegar wygrywał gawota, a pod koniec grudnia zawsze pachniało igliwiem i na zielonych gałęziach płonęła kolorowa parafina. Stojącemu w sypialni matki, gdzie teraz śpi Helenka, mosiężnemu, co wygrywał gawota, odpowiadał z jadalni czarny, ścienny, bił spiżowe. Ojciec kupił go dawno, kiedy modne jeszcze były śmieszne, bufiaste rękawy. Panie już noszą się inaczej, czas przeleciał jak iskra,umarł ojciec, który był profesorem, wszyscy są już dorośli, a zegar został
taki sam i bił spiżowe. Tak do niego wszyscy przywykli, że gdyby jakimś cudem zniknął któregoś dnia ze ściany, byłoby tak smutno, jakby zamilkł głos kogoś bliskiego, niczym by się nie dało wypełnić tej pustki. Ale zegar na szczęście jest z pewnością nieśmiertelny, nieśmiertelny jest też
Cieśla z Saardamu
i polewane kafle niczym mądra skała, w najcięższych chwilach gorące i zbawcze."
Cieśla z Saardamu, zegar i piec. <3
Naprawdę polecam Białą Gwardię - ciężka lektura, ale spodobała mi się bardziej niż cokolwiek oblatany już Mistrz i Małgorzata.Tak, herezję piszę i Michaił Afanasjewicz by mi tego raczej nie wybaczył. :P
Gorzej jednak, że sceniczna wersja tej powieści, znana jako Dni Turbinów, przypadła też do gustu Stalinowi. Choć zupełnie nie rozumiem, dlaczego, skoro to książka przychylna Białej Armii Denikina. :P
Genialny czajniczek. Na stronie Czajowni był jeszcze kiedyś dostępny w kolorze jasnym, zapatrywałem się na niego, jednak zniknął :( Ale nie wiedziałem, że do kompletu można dokupić takie fajowe czarko-filiżanki :)
OdpowiedzUsuńA odnośnie do Białej Gwardii, to znajome mi klimaty :D Książka rzeczywiście genialna :) I powiem Ci jeszcze, że nawet na mojej filologii zostaje pominięty "Mistrz i Małgorzata" jako lektura obowiązkowa i omawialiśmy ją jedynie na sucho w teorii, a skupialiśmy się właśnie na "Białej Gwardii" :) Czyli coś w tym jest...
Dzięki! :) Trochę fuksem udało się go kupić. Swego czasu w Czajowni takie zestawy były używane jedyne do serwowania herbaty klientom i niedostępne w sprzedaży. A tu nagle w herbaciarni się pojawił zestaw na wystawie, do kupienia. Żal było nie skorzystać z okazji. ;)
UsuńCieszę się, że Ci się również podobała "Biała Gwardia". Zaskoczyłeś mnie, byłam pewna, że to "M&M" jest wałkowany na filo na kilka stron. Miło, że Twoi wykładowcy wiedzą, co lepsze. :P
Świetny klimat starego Kijowa + znakomicie wykreowani bohaterowie, zmagający się z dylematami moralnymi to chyba najmocniejszy punkt książki.
Szczególnie lubiłam Aleksego Turbina i Wiktora Myszłajewskiego.
"Biała gwardia", czyli "Dni Turbinów" to był ulubiony spektakl teatralny Stalina.
OdpowiedzUsuńbył to ulubiony spektakl teatralny Józefa Stalina. Podobno Generalissimus zjawiał się zwykle na drugi akt i z upodobaniem oglądał scenę, kiedy w obliczu klęski Miasta Aleksy Turbin (w sztuce autor połączył trzy postaci w jedno, to jest działania Naj Tursa i generała Małyszewa przypisał Turbinowi) przemawia do junkrów i oficerów, każe im zdjąć te swoje cenne pagony i kryć się po domach przed Petlurą. A potem Stalin wychodził. Czyżby chodziło po prostu o przyjemność napawania się przegraną białych oficerów?
Takie rzeczy piszą w posłowiach... :)))
Słyszałam o tym, jednak to tłumaczenie motywów Stalina mnie nie przekonuje. ;) Może i lepiej, umysły ludzi pokroju rosyjskiego dyktatora rządzą się innymi prawami niż zwykłych śmiertelników.
Usuń