piątek, 17 czerwca 2016

Paraíso del té

W Polsce można napotkać wiele herbacianych zakątków, inspirowanych "drogą herbaty" z Chin, Japonii i szeroko pojętego Dalekiego Orientu.
Rzadko natomiast spotyka się klimaty Bliskiego Wschodu.
Dlatego po raz kolejny chciałabym się z Wami podzielić pięknymi wspomnieniami i osobistymi wrażeniami z innego herbacianego świata, jeszcze europejskiego, ale ze względu na swoją przeszłość mocno przesyconego kulturą islamu.

Gdy myślę o Andaluzji, w moim umyśle zarysowuje się natychmiast kilka skojarzeń: głęboki lazur nieba; nasycony i gwieździsty lapis lazuli (majorell); mieniące się blaskiem złoto; wyrazisty żółcień i oranż murów pradawnych budowli Maurów; jaskrawa biel urokliwych miasteczek; misterne i wysublimowane ornamenty sztuki mauretańskiej, mozarabskiej i w stylu mudéjar; a wreszcie niesamowicie wonna herbata, głównie czarna i zielona.
 
Oto przed Wami TasMahal (Taj Mahal) z jednej z herbaciarni w Maladze. Przepyszna herbata z mlekiem w marokańskim czajniczku i takiejż szklaneczce na stoliczku zdobnym arabskimi ornamentami.
To czarna herbata z bergamotką, różą, kwiatami pomarańczy, cynamonem i wanilią. Pychota!
Zwykle piję herbatę bez cukru, jednak tutaj ten dodatek znakomicie dopełnia smak.

 
Kolejna pyszność hebraciana to Amor Brujo, miłość zakazana, zaklęta, magiczna i czarnoksięska. :)
Herbata czarna z kardamonem, goździkami, cynamonem, wanilią, różnymi owocami i kwiatami pomarańczy. Również podawana była z mlekiem i cukrem.  
Smak istotnie niepokojący - wyczuwalna była nuta cokolwiek nietypowa, niby ziołowa, a nie do końca, intrygująca. Przyznam, że nie wiem, który składnik odpowiada za ten odcień smaku, gdyż nie przypomina mi on żadnego z nich.
Do kompletu zjadłam pyszną bakławę (a przynajmniej podejrzewam, że to ona, ciastko nie było opisane w menu ;)).
 
Normalnie w tym lokalu nie sprzedaje się herbat, ale udało mi się kupić jej próbkę posługując się dziwaczną mieszanką angielskich, hiszpańskich słów i języka gestów (sympatyczny pan zapytał mnie, czy znam hiszpański, bo on angielski nie bardzo, więc trzeba było sobie radzić bez tego).
Mogłam więc wypróbować tę herbatę w dwóch odsłonach: mlecznej i bezmlecznej.

Oto kawałek mojej domowej Andaluzji. Amor Brujo zaparzona przeze mnie:
 
 
 
Mogę powiedzieć jedno - andaluzyjscy spece od herbaty wiedzą, co robią! Ten napar urzekający w połączeniu z mlekiem i cukrem, w wersji samotnej już nie był tak smaczny - przede wszystkim uderzała w nim kwaskowa nuta hibiskusa, której nie lubię. Zaskakujące, gdyż hibiskusa w składzie herbaty nie ma.
Na szczęście ta sama herbata z mlekiem i cukrem zachowała swój andaluzyjski smak. :)
 
I na koniec, jedna z moich ulubionych piosenek o pięknym tytule - Ensueño w wydaniu nieśmiertelnego duetu - Freddie'go Mercury'ego i Montserrat Caballé.
To jedyny utwór, w którym Freddie zaśpiewał barytonem (nie swoim zwyczajnym tenorem), i to po hiszpańsku.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz