czwartek, 24 marca 2016

Hrabia Harlemu

Znowu zaniedbałam bloga!
Tym razem czas na odmianę - herbatę w piramidce, która już dawno (o ile kiedykolwiek?) u mnie nie gościła w "szalonej herbaciarnio-czytelni".

Wypatrzyłam niedawno nietypową mieszankę herbacianą i stosunkowo nową, a zatem rzadko spotykaną (szczególnie w Polsce) i zakupiłam w postaci próbki - piramidki.

Mowa o The Earl of Harlem firmy Ambessa.
Ambessa to młodziutkie przedsiębiorstwo założone przez Marcusa Samuelssona. Marcus jest z pochodzenia Etiopczykiem, wychował się w Szwecji, a obecnie mieszka w Nowym Yorku.  Wyruszył on w podróż po świecie, która stała się źródłem jego inspiracji, między innymi herbacianych.
Nazwę dla swojej firmy zaczerpnął z języka etiopskiego, w którym "Ambessa" oznacza lwa. Wyjaśnia się tajemnica, dlaczego to szlachetne zwierzę widnieje na etykietce próbki. :)

Jak przypuszczam, nazwa "The Earl of Harlem" powstała jako nawiązanie do lorda Greya i słynnej herbaty "Earl Grey" oraz do Harlemu, dzielnicy Nowego Yorku, zamieszkanej w większości przez ludność afroamerykańską.
Mój tok skojarzeniowy przy ujrzeniu wzorzystego opakowania tej herbaty był jednak zupełnie inny. :P
Dwuliniowy, przy czym obie linie zbiegły się w pewnym punkcie. ;)
1. Harlem -> Haarlem w Holandii -> Saardam -> Cieśla z Saardamu -> "Biała Gwardia" Bułhakowa i Piotr Wielki przy okazji. :D
2. Lapsang Souchong + bergamotka -> o, Orient! Daleki Wschód, Chiny, Rosja, karawany, Jedwabny Szlak.

The Earl of Harlem to czarna herbata z domieszką wędzonej nuty, aromatu bergamotki i cytrusów. Naprawdę ciekawa! Od razu mi posmakowała. O ile Lapsang Souchong zupełnie mi nie przypadł do gustu (zbyt wędzony i smakuje jak kompot z suszonych owoców, którego nie znoszę :P), to w tym wypadku połączenie dymnej domieszki z nutami, charakterystycznymi dla mojego ukochanego Earl Greya (to moja "standardowa", codzienna herbata) jest strzałem w dziesiątkę. Oczywiście, zauważalna jest w smaku obecność goryczki, jednak nie jest ona na tyle mocna, żeby odstraszyć.
Ze swojej strony polecam - niekoniecznie jako codzienną herbatę (zbyt "ciężka" pod względem smakowym i cenowym), ale jako "rarytas" na niezwykłe okazje - jak najbardziej. :)

 * * *
 
Torebeczka:

 
 
Napar o głębokiej, ciemnobursztynowej barwie, typowej dla herbat czarnych:


Tak wygląda oryginalne pudełko:


Źródło: strona sprzedawcy 

Kolejne święta przed nami, życzę Wam przede wszystkim pogody ducha i wiosennego ciepła, jak przystało na Wielkanoc! :)
 
 


4 komentarze:

  1. Hmm, gdzie ona jest dostępna w Polsce? Jestem baaaardzo ciekawa tego smaku!

    OdpowiedzUsuń
  2. Żeby Wielkanoc w tym roku, przyszła z sukcesem u boku.
    Aby żyło się Wam zdrowo, prywatnie i zawodowo.
    Wielu, wielu chwil radosnych i cudownej, ciepłej wiosny.
    Życzy Łukasz z Herbacianych Szlaków.

    Poza tym herbatka się zapowiada bardzo smacznie, tym bardziej, że jako tako Lapsanga nie lubię i męczyłem się, żeby wypić go do końca. Dodatek cytryny (i o zgrozo - cukru) łagodziły smak. Jestem pewien, że bergamotka też złagodzi smak na tyle, żeby wypić ze smakiem. Kiedy będę w Krakowie... z przyjemnością poszukam :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Przepiękne życzenia, bardzo Ci dziękuję! :D I przepraszam za tak późny odzew.

      "Hrabiego Harlemu" polecam Ci z całego serca - chyba jedyna herbata z bergamotową nutą, która nadal jest obecna w smaku, a nie ulatnia się w trakcie zaparzania.
      Jeszcze nie trafiłam na dobrego Earl Greya, który by smakował tak, jak pachnie. ;) Nawet te marki z "wysokiej półki" rozczarowują. Muszę więc pozostać przy Dilmah, którego smak mi odpowiada, aczkolwiek nie jest to herbata nawyższego sortu.

      Usuń