Od czasu, gdy w celach zdrowotnych i dietetycznych usiłowałam pić typowe ciemne i ziemiste pu-erhy, nie tykałam tego gatunku herbaty.
Paskudztwo i tyle.
Niedawno postanowiłam zmienić swoje nastawienie i skusiłam się na pu-erh, tym razem zielony jaśminowy o nazwie
Qing Feng Xiang Yun (普茶花韵). Kupiłam niewielką próbkę z rok temu (jak nie więcej) i wreszcie się doczekała swoich 5 minut.
Zaparzyłam tę herbatę zgodnie z wytycznymi odnośnie pu-erhów: w temperaturze ok. 96 stopni. 2 parzenia po 20-30 sek. pełnią rolę "czarkomyjek" i "uwalniaczy walorów herbaty". Dopiero 3, również 30-sekundowe, służy do picia.
Wrażenia?
Zgodnie ze swoją nazwą, ta herbata nie smakuje jak typowy pu-erh, goryczki i ziemistości brak. Hurra! Przyrównać ją można raczej do zielonej herbaty. Różni ją jednak zdecydowanie większa słodycz i brak gorzkiego "trawiastego" posmaku. Za to herbata zyskuje duży plusik ode mnie.
Niestety jest niezbyt intensywna w smaku i barwie.
Nie jestem przekonana odnośnie metody picia dopiero 3 naparu.
Po pierwsze, to marnotrawstwo herbaty i wody, po drugie, zwykle w herbatach najbardziej cenię 1 napar. Kolejne, wbrew ogólnym opiniom, są według mnie znacznie gorsze i mniej intensywne.
1 parzenie Qing Feng Xiang Yun pachniało przepięknie jaśminem, 2 nieco mniej, a 3 wcale.
A podobno listki herbaty mają się budzić po 2 parzeniach?
Przezornie zostawiłam 2 napar w czarce dla porównania i do wypicia. Był znacznie bardziej intensywny niż 3, zaś 3 bardziej słodki.
Albo ze mną coś jest nie tak i nie umiem parzyć herbat albo ta metoda parzenia niekoniecznie się sprawdza. Możliwe, że przesadziłam z ilością wody na ilość herbaty - próbka była
naprawdę mikroskopijna (ok. 2 g na 100 ml). Spotkałam się z różnymi
opiniami - jedni twierdzą, że pu-erhy należy parzyć 1 g na 100 ml, inni
twierdzą, że w stylu gongfu cha tj. 5-7 g...