Dawno nie publikowałam czegoś stricte japońskiego na blogu. :)
Kultura, sztuka, filozofia i kuchnia japońska fascynują mnie od dawna.
Sushi jadłam już kilkakrotnie, tym razem postanowiłam zrobić samodzielnie futomaki.
Na składniki wnętrza wybrałam wędzonego łososia (lepiej nie ryzykować otrucia się surową rybą ;)), liście sałaty zielonej oraz tykwę marynowaną w sosie sojowym (kanpyō).
Oto moje futomaki w towarzystwie sosu sojowego, chrzanu wasabi i imbiru marynowanego:
Nie chwaląc się, jestem zadowolona z efektu i smaku. :)
Spodziewałam się, że wykonanie rolek będzie znacznie trudniejsze. Wbrew pozorom najbardziej upierdliwe było przygotowanie ryżu do sushi. Płukanie go x razy, gotowanie i ostudzanie.
Podobno sushi w wydaniu wytrawnego specjalisty nie powinno mieć fragmentu płata alg wewnątrz ryżu. Moje rolki niestety mają, jednak nie narzekam, skoro to pierwszy raz.
Zjadłam całość prawie sama. Moi Domownicy, z jednym chlubnym Wyjątkiem, nie tknęli tego "świństwa" (bo glony i tykwa, która wygląda jak ...). :P
I kolejne jadło, tym razem onigiri wegetariańskie. Kupione, mojego autorstwa jest jedynie kompozycja rekwizytów. Towarzyszy mu sencha w czareczce (z moich domowych zapasów). Przypomniałam sobie, że japońskie zielone herbaty to nie to, co kotki lubią najbardziej. ;)